
23 stycznia 1863 – atak powstańców na Szydłowiec
22 stycznia 2021 Wyłączono przez kurier
Od redakcji: Miasto nasze wpisało się jako jedne z pierwszych na listę walk tuż po wybuchu powstania styczniowego. Do walki tej doszło w noc z 22 na 23 stycznia 1863 roku. Wziął w niej udział późniejszy Dyktator Powstania Marian Langiewicz, najsłynniejszy wódz powstania, który przez ponad dwa miesiące wymykał się rosyjskiej obławie na terenie Województwa Sandomierskiego.
Po potyczce w Szydłowcu Langiewicz wyruszył do Wąchocka, gdzie powstał obóz zbiorczy wojsk powstańczych.
Poniżej prezentujemy niezwykle barwny opis bitwy o Szydłowiec autorstwa znanego w XIX wieku pisarza i dziennikarza, Radomianina, Walerego Przyborowskiego (1845-1913).
Jest on autorem monumentalnego dzieła pt. „Dzieje 1863 roku”. Mimo że sam był uczestnikiem powstania, jako młody, 18-letni ułan bojący się pod Langiewiczem, napisał dzieło krytyczne i gorzkie. Jednak po dziś dzień zachowujące wielkie walory poznawcze. Cytowany fragment pochodzi z tomu I „Dziejów 1863 roku” (Kraków 1897, ss. 118-120).
”Drugi napad tejże nocy w granicach dawnego województwa sandomierskiego, dokonany był na miasteczko Szydłowiec, leżące przy szosie prowadzącej z Radomia do Kielc. Stały tam dwie kompanie pułku mohylewskiego piechoty, pod dowództwem majora Ridigera, przeszło 400 ludzi. Na miasto miały uderzyć dwa oddziały powstańcze: jeden pod naczelnictwem byłego kapitana gwardii wojsk rosyjskich Augusta Jasińskiego i inż. Klimaszewskiego, drugi pod komendą naczelnika sił zbrojnych województwa sandomierskiego, Mariana Langiewicza.
Jasiński po wyjściu z wojska mieszkał na wsi w okolicy Szydłowca, na folwarku Jastrząb i oddział jego prawie wyłącznie składał się ze sprzysiężonych radomskich uczniów klas wyższych tamtejszego gimnazjum, z mieszczan z Wierzbicy, Skaryszewa i Szydłowca, którym przewodził nijaki Kazimierz Wiśniewski, stolarz, a później dowódca żandarmów , powieszony w kilka miesięcy później w Radomiu. Oddział ten nie przekroczył 60 ludzi. Partia Langiewicza złożona była z górników, robotników, urzędników suchedniowskich i drobnych mieszczan z miasteczek okolicznych. Liczba obu tych oddziałów nie jest nam znaną, ale nie przekraczała z pewnością cyfry paruset ludzi, uzbrojonych nędznie, w kosy, rzadko we flinty myśliwskie.
Pierwsza z tych partii, zebrawszy się w miasteczku Jastrząb, leżącym w bok nieco od szosy z Radomia do Szydłowca, około godz. 3-iej po południu rozstawiła czaty, wysłuchała nabożeństwa w kościele i o godz. 7-eh wieczorem, wstąpiwszy po drodze po swojego dowódcę, Jasińskiego, przez Szydłówek, udała się do wsi Sadek, i tu, w lesie spotkała się z Langiewiczem. Stąd, z Sadku, wśród nocy chmurnej i dżdżystej wyruszono na Szydłowiec, szosą od Suchedniowa. Plan napadu był następujący: cały oddział podzielono na trzy części; jedna miała atakować miasto w kierunku starej poczty (dziś odlewnia garnków żelaznych); druga maszerować rozdołem za cmentarzem ku kościołowi i przedrzeć się na rynek; trzecia od Starej Wsi ku folwarkowi Podzamcze. Atak taki potrójny spowodowany był tym, że jedna kompania nieprzyjacielska kwaterowała w domach dookoła rynku, druga na końcu miasta w koszarach niegdyś rzeźnią będących, na koniec osobno był magazyn wojskowy, z bronią, amunicją i zapasami wojskowymi.
Tymczasem dowódca rosyjski około północy otrzymał wiadomość od zdrajcy Żyda z Jastrzębia, który z miasteczka tego, pomimo czat powstańczych, wymknął się i dał znać, ze pod Szydłowcem gromadzą się znaczne tłumy zbrojnych ludzi i miał się na baczności. O godz. 2 w nocy, gdy zauważył niezwykły ruch na ulicach cichego zwykle miasteczka, kazał uderzyć w bębny na alarm, ale w tejże chwili powstańcy pod wodzą Jasińskiego wdarli się na rynek i rozpoczęli nieporządny, bezładny, świadczący o ich podnieceniu nerwowym, ogień. Kompania nieprzyjacielska, kwaterująca w domach dokoła rynku, zdołała się jako tako uformować około starożytnego ratusza szydłowieckiego, ale rażona ogniem ze wszech stron, w bezładnej masie poczęła uciekać. Ridiger zdołał ją zatrzymać w odległości pół wiorsty od miasta na szosie radomskiej, i tutaj z wielkim mozołem uformował w szyk bojowy.
Druga kompania, pod dowództwem Władysława Olędzkiego, Polaka i katolika, stojąca na końcu miasta od strony Kielc, w koszarach, które już wcześniej obłożono słomą, została zaatakowana przez Langiewicza, ale dość szybko się uszykowała, i po żwawym ogniu z obu stron, wycofała się także z miasta i o świcie połączyła się z Ridigerem. Powstańcy więc zostali panami miasteczka, przez dwie godziny włóczyli się po nim, pijąc po szynkach, szukając żołnierzy rosyjskich lub tych ze spiskowców szydłowieckich, którzy na punkcie zbornym się nie stawili, i tak przeszedł czas do świtu. Za to dowódca rosyjski, mając teraz obie kompanie przy sobie, jak się tylko rozwidniło wysłał przeciw miastu gęsty łańcuch tyralierów, którzy rozpoczęli rzęsisty ogień, a potem z resztą swych sił uderzył wstępnym bojem na powstańców. Po krótkiej utarczce, w której Jasiński dobrze podobno podchmielony, przełażąc przez płot został wzięty przez Olędzkiego do niewoli, powstańcy w nieładzie opuścili Szydłowiec i na tym atak ten się zakończył. Straty polskie nie są dokładnie wiadome; nazajutrz z ulic i pól zebrano podobno 36 ciał samych mieszkańców Szydłowca; Ridiger miał wziąć do niewoli około 70 ludzi; Rosjanie stracili 4 zabitych, 10 rannych i tyluż „przepadłych bez wieści”, że użyjemy terminu urzędowego”.